18.02.2006 – Trailanqui

Dzisiaj pojechalismy z cala rodzina Claudio do Trailanqui. Jest to miejsce oddalone od Temuco okolo 100 km., niedaleko jeziora Colico. Tailanqui oznacza w jezyku Mapuczow nazwe pewnej konkretnej ozdoby szyi ze srebra, noszonej tylko przez Indian.


Po drodze do naszego miejsca przeznaczenia odpadlo nam cos z podwozia samochodu… Cale szczescie byl w poblizu warsztat samochodowy i cale szczescie mieli czesci zamienne w pobliskim miescie i tak po 3 godzinach postoju, pojechalismy dalej. Nikt sie jacos tu nie przejmuje psujacymi samochodami.

Trailanqui to miejsce wypoczynkowe, lezace nad rzeka. Mozna wynajac tu domek letniskowy, albo pole namiotowe, albo poprostu przyjechac na caly dzien, tak jak my. Powierzchnia tego kurortu jest ogromna. Maja tu plaze nad rzeka, baseny, pole golfowe, hodowle zwierzat (ktore je sie potem w bardzo dobrej resteuracji:), stadnine koni. Podzielilismy sie: Claudio poszedl z tata grac w golfa (i przyszedl po trzech godzinach z bolem dloni), ja poszlam z Marcela (mama Claudio) i Daniela (siostra Claudio) do basenu i na kawe:)

Po poludniu poszlysmy z Daniela jezdzic konno. Moj kon byl tym razem bardzo bardzo leniwy i nieposluszny (chyba wyczul, ze nie mam bladego pojecia, co robie) i nie chcial isc tam, gdzie ja chcialam. W sumie go rozumiem, bo w poblizu biegaly sobie konie bez jezdzcow i jadly trawe, a on biedny musial mnie wozic. Daniela jezdxzi swietnie konno i galopowala na bardzo bardzo duzej klaczy, a za nimi podskakujac biegal w kolko maly zrebak. Akurat jest to czas malycvh zrebakow, wszystkie rodza sie tu srednio w grudniu. Jeden z nich byl albinosem z niebieskimi oczami. Nawet wlasciciel stajni mowil, ze nigdy jeszcze takiego nie widzial. Bylo sympatycznie.

Widzialam tez duzo innych zwierzat – miedzy innymi Pudu. Pudu jest najmniejszym jeleniowatym na swiecie. Dorosly osobnik ma okolo 40 cm wysokosci i bardzo sympatyczne rysy mordki:) Jeden z nich byl w parku w nalezacym do Trailanqui i wcale sie nie bal ludzi. Bardzo sie zaprzyjaznilismy. Teraz chce miec jednego! Zauwalylam, ze w Chile chetnie rozmawia sie o przodkach i wlasnym pochodzeniu. Troche tak jak Sarmaci w Polsce pare wiekow temu. Najsmieszniejsze jest jednak to, ze takie rozmowy prowadza glownie ludzie z pochodzeniem ze Starego Kontynetu. Taka rozmowa wyglada mniej wiecej tak: - Stryjeczny brat dziadka ciotki od strony mojej matki mial na nazwisko Martin Schmidt. - Aaa, tak tak. Brat wujenki z drugiego pokolenia od strony dziadka mojego ojca spotkal raz Martina Schmidta w 1867 w marcowy poniedzialek o 7.15 przy ratuszu w Santiago. Oczywiscie grubo przesadzilam, ale po takie rozmowie wchodzimy wszedzie za pol ceny:) To dziala jak tajeme haslo. Podobno jak powiemy “Wagner” w trakcie naszej podrozy w przyszlum tygodniu, dostaniemy hotel taniej:) Niemiecka mafia… prosze prosze, w Europie tacy sa oni wszyscy “korrekt”, a tu “Schweinerei abziehen”.

Brak komentarzy: