10.02.2006 - Viña del Mar



Dzisiaj spedzilismy pare godzin porannych w Viña del Mar i bylismy na sniadaniu w podobno bardzo znanej i bardzo starej (100 lat!) cukierni o nazwie "Samoiedo". Zamowilam tost wegetarianski (wyprzedzajac bieg zdarzen i przewidujac w przeciwnym razie duza ilosc miesa) i dostalam tost... wielkosci naszych trzech i wysokosci okolo 8 centymetrow! Zjadlam 1/3, zreszta juz tradycyjnie. Porcje w Chile sa niemozliwe. Zostalam po tych paru dniach, ktore tu spedzilismy, posadzona o zdrowe odzywianie i slaby apetyt - to tak jakby sie przez caly czas bylo na obiedzie u babci (kto chodzi do swojej babci na obiad, ten wie o czym mowie)!


Po sniadaniu pojechalismy do miejscowosci o nazwie Concon i jezdzilismy na koniach na plazy Pacyfiku. Ludnosc miejsowa, ktora udostepnia zwierzeta, uslyszala, ze nie umiem jezdzic konno. Najpierw sie posmiala (lacznie z galopujaca na koniu 4-letnia dziewczynka - nie przesadzam, to dziecko siegalo mi do pasa i jezdzilo na koniu!), potem postanowiono dac mi pare wskazowek: jak zahamowac i jak skrecic w leweo i prawo. To wszystko. Od tej pory bylam zdana na siebie. Cale szczescie moj towarzysz zwierzecy nie mial najmniejszej ochoty na galop, czy takie tam i tak sobie szlismy po plazy. Bylo bardzo sympatycznie i mam nadzieje, ze jeszcze kiedys bede miala okazje nauczyc sie jezdzic konno.

Po tym jakze nadzwyczajnym wyczynie sportowym poszlismy jesc "empanady" (jakby pierogi, tylko z 4 razy wieksze i smazone na oleju lub pieczone w piecu). Bardzo dobre!

Po poludniu wrocilismy do Santiago i poszlismy do miejsca, w ktorym sprzedaje sie wytwory kultury chilijskiej: bizuterie, odziez, ceramike, itp. Kupilam cos w rodzaju poncza i jestem bardzo zadowolona:) Na kolacje jedlismy sushi. Nawet Claudio smakowalo, a przeciez tylko ryba! Sashimi bylo, tak samo jak zreszta kotlety wolowe, trzy razy grubsze niz norma europejska (w tym przypadku japonska) dopuszcza. To juz byla przesada.

Znalezlismy rozwiazanie na moje problemy z tutejszymi porcjami: od jutra kupujemy mi porcje dla dzieci... doo czego to doszlo:)

Brak komentarzy: