29.12.2006 – Dzień trzeci... kolejne wrażenia


Od trzech dni prubujemy wymienić pieniądze i okazuje się to wielkim problemem. Niestety wszyscy mamy przy sobie gotówkę i to w obcej walucie. Gdzieniegdzie można znaleść kantor, w którym wymieniają tylko peso argentyńskie na dolary i odwrotnie. Kantor wymieniający inne waluty (ale też nie więcej niż 10 różnych) znaleźliśmy po 3 dniach 8 stacji metra dalej. Kolejka do kantoru jest olbrzymia. W środku są trzy okienka: w okienku numer 1 i 2 oddaje się pieniądze, które chcemy wymienić i dostajemy kwitek, na podstawie którego otrzymujemy walutę docelową w okienku numer 3 do którego znów ustawia się kolejka i w którym pracuje pan... z okienka numer 2, w którym przed chwilą byliśmy. Całość odbywa się w napiętej atmosferze, z ochroną, która pomaga ustwić się w kolejce i instruuje kto za kim stoi. Wymiana walut odbywa się tylko na podstawie ważnego paszportu; Do tego w kantorze tym można zamienić obce waluty na peso argentyńskie, ale nie odwrotnie (!), a akurat potrzebowaliśmy jedno i drugie.
Jeśli ktoś jest wychowany w Szczecinie, gdzie kantorów jest więcej niż czegokolwiek... no może w drugiej kolejności po aptekach i gdzie niektóre waluty wymienia nawet pani sprzedawczyni w osiedlowym warzywniaku, trudno jest się przyzwyczaić do tego rodzaju traktowania problemu wymiany walut.

Dzisiaj temparatura w Buenos Aires przekroczyła 36ºC i to przy bardzo wysokiej wilgotności powietrza... Teraz jest 23.00 i nadal nie bardzo można wyjść na zewnątrz. Strasznie, strasznie... dobrze, że mamy klimatyzację w mieszkaniu.

Jedzenie sprzedawane jest w Argentynie w znacznie większych porcjach niż w Chile... a w Chile porcje już są olbrzymie:) Oto zdjęcie kotleta schabowego zamówionego w jednej z normalnych resteuracji w Buenos Aires. Ma on wielkość mniej więcej 5 – 6 polskich kotletów schabowych i kosztował 14 złotych. Kotlet podawany jest „po neapolitańsku” – pokryty jest warstwą szynki, sera i sosu pomidorowego:

Brak komentarzy: