03.03.2010 - tsunami

Sobotnie trzęsienie ziemi spowodowało oczywiście ogromne straty w Chile, ale jeszcze tragiczniejsze skutki przyniosły ze sobą fale tsunami (w zależności od miejscowości było ich nawet do czterech), które zaczęły się pojawiać około 20 minut po trzęsieniu i zmiotły z powierzchni ziemi wiele małych miejscowości, głównie w regionie Biobio, w okolicy Concepción (jak również niektóre dzielnice samego miasta).

Nie wszędzie ludność zdołała się uratować przed tsunami. W niektórych miejscowościach policja nawoływała do opuszczenia domów, w innych uspokajała mieszkańców, którzy zostali w domach i często w nich gineli. Były też przypadki, w których ludzie wrócili do domów po pierwszej fali tsunami, a dopiero druga czy trzecia zmiotła ich domostwa z powierzchni ziemi. Chilijska wyspa Juan Fernandez została zdewastowana w 80% przez falę tsunami i było na niej wiele ofiar śmiertelnych, a fala dotarła tam dopiero po 4 godzinach od trzęsienia ziemi – czas wystarczający, żeby ewakuować całe miasto.

Dwa dni po tragedi zaczęto szukać winnych i odpowiedzialnych za ten chaos i za brak zcentralizowanych instrukcji w celu ewakuacji ludności. W chilijskim Ministerwstwie Spraw Wewnętrznych pracuje grupa ludzi będąca odpowiedzialną za nadzór wód i reakcję w nagłych przypadkach (ONEMI). Ewidentnie nie wywiązała się ona z odpowiedzialności, która na niej spoczywa. ONEMI zrzuciła całą wine na marynarkę wojenną, która żekomo udzieliła jej błędnych informacji, co do rozmiarów tsunami (według mnie już najmniejsze prawdopodobieńnstwo takiej fali jest wystarczającym powodem do ewakuacji ludności). W końcu, żeby nie było, że nikogo nie ukarano za niedopatrzenie i śmierć setek ludzi, znaleziono kozła ofiarnego w postaci mało znaczącego szefa działu rekursów wodnych marynarki wojennej, którego to zwolniono z funkcji i przeniesiono do innego działu... (chodzą pogłoski, że gdyby naprawdę to była jego wina, usuniętoby go dożywotnie z marynarki wojennej, czyli że coś tu nie gra i prawdziwie winnych nie ukarano).

Brak komentarzy: