17.01.2007 - Asado
Istnieje wiele mitów na temat ogromnych ilości mięsa spożywanego w Chile i wszystkie one... to prawda :)
Podstawowym produktem spożywanym przez Chilijczyków jest mięso wołowe przyżądzone na grillu („parilla”) w gronie znajomych. Spotkanie takie, jak również sam proces grillowania, nosi nazwę „asado”. Żadne spotkanie większej grupy Chiljczyków nie może się odbyć bez „asado”, czy to impreza, czy urodziny, podczas gry w karty, niedzielnej wizyty u dziadków, czy podczas oglądania meczu piłkarskiego – grilluje się zawsze i wszędzie. Obiekty użytku publicznego, jak na przykład uniwersytety i budynki mieszkalne, wyposażone są w wielką „parillę” – jeśli by ktoś spontanicznie miał ochotę pogrillować i nie miał przy sobie grilla, w Chile zawsze znajdzie się na to miejsce.Łatwo się więc domyślić, że „asado” spożywa się parę razy w tygodniu.
Przy tym każda czynność związana z obróbką i przygotowaniem mięs (wołowiny ma się rozumieć) urosło w Chile do rangi filozofii... „filozofii męskiej”. Większość mężczyzn spędza bowiem 30% swojego czasu na rozmawianiu o ostatnim „asado”, planowaniu kolejnego, lub na zaopartywaniu się w „osprzęt mięsny” (a tego jest trochę) – „parilla”, węgiel i przyrządy do wyciągania, podawania, chwytania, podnoszenia i przerzucania mięsa. Do tego dochodzi temat jakości mięsa. W Chile mięso krojone jest w inny sposób niż np. w Argentynie. Każda najmniejsza część mięsa ma swoją nazwę i charakterystykę – tak jak Japończycy mają różne nazwy na różne części tuńczyka, tak Chilijczycy mają tysiące nazw na poszczególne części wołowiny. Rozmawia się tu też chętnie o nowych krzyżówkach bydła, ich wadach i zaletach... ja nie potrafię nazwać żadnego gatunku bydła hodowanego w Polsce... Ostatnio, w ramach próbowania nowych możliwości, sprowadzono na przykład afrykańskie bawoły wodne do Chile...
Kiedy wszystko jest już obmyślane od strony teoretycznej, nadchodzi upragniony moment każdego Chilijczyka – „asado”. Mężczyźni idą do rzeźnika kupować mięso i sami je przyrządzają. Jedyną przyprawą, jaką się używa podczas tego procesu, jest sól. Żadne inne przyprawy, czy – broń cię Panie Boże – sosy i ketchupy, nie są używane. Trudno opisać smak tutejszego mięsa, ale śmiało można powiedzieć, że wychodzi ono poza kategorie smaokowo – rozumowe przeciętnego Europejczyka. Mięso sprzedawane w Europie, nawet to najlepsze tzw. „mięso argentyńskie”, nie umywa się do mięsa sprzedawanego w Ameryce Południowej... to tak jakby porównywać owoce morza i warzywa – tego nie da się poprostu porównać.
Wracając do przebiegu „asado”: zawsze rozpoczyna się je od „choripanów” – krótkich grillowanych kiełbasek podawanych w bułkach. Co mniej wprawieni (np. ja) są juz syci po „choripanach” i nie mogą dalej jeść i efekt ten wykorzystują „staży grillowacze”, którzy podają ci dużo „choripanów” a sami nie jedzą i czekają na mięso. I wreszcie nadchodzi długo oczekiwany moment i grilluje się mięso, przewracając je przy tym tylko jeden jedyny raz. Kawałki mięsa mają często 4 – 5 kg (!).
Jeśli podczas „asado” są obecne kobiety, pozwala im się na przyrządzenie sałatek i surówek, które to też mogą same spożyć; mężczyźni bowiem stronią od rzeczy, które tylko zabierają im „miejsce” w brzuchu. Ewentualnie pod koniec posiłku je się sałatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz