10.10.2006 - Santiago de Chile
Znow jestem w Chile!:)
Dwie godziny po przylocie bylismy obejrzec mieszkanie, ktore znalazl dla nas kolega Claudio i zdecydowalismy sie je wynajac, po czym zabrano nas na grilla:) znow grillujemy... okazuje sie, ze „musimy” kupic sobie rowniez grilla, ktory bedzie stal na balkonie, bo w przeciwnym razie jestesmy nieatrakcyjni towarzysko – „i nikt nie bedzie do nas przychodzil na imprezy”...:) Trzeba jednak przyznac, ze tak dobrego miesa, jak w ta wlasnie niedziele, nigdy jeszcze w zyciu nie jadlam.
Jest to czesc miasta dla ludzi, powiedzmy ...bogatych – trudno to inaczej okreslic. Ludzie tu mieszkajacy roznia sie nawet wygladem od innych (panny pofarbowane na tzw. blond); samochody, jeden wiekszy od drugiego; dzieci pilnowane przez gosposie; centra handlowe w amerykanskim stylu (szczecinska „Galaxy” razy 10). Mozna tu zobaczyc rzeczy niespotykane w tej czesci swiata, jak na przyklad... joggingujacych po parku od rana do wieczora ludzi:) (To bylo pierwsze, co zauwazyl Claudio i bardzo sie zdziwil, ze cos „takiego” ma miejsce w Chile:)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz